niedziela, 15 lutego 2015

4. Special

Rzuciłam poduszką w Niall'a, który po raz kolejny tego ranka próbował mnie wyciągnąć z łóżka na śniadanie.
- No chodź, Jade. Wszyscy czekamy na ciebie. - powiedział, znów zbliżając się do mnie.
- To jedzcie beze mnie. Ja chcę spać! - jęknęłam, zakrywając głowę poduszką. Myślałam, że zaraz nie wytrzymam i moja pięści będzie miała bliskie spotkanie z jego nosem.
- Jest 11:30. - odparł, jakby to miało zmienić moje zdanie, ale zamiast tego jeszcze bardziej się wkurzyłam. Podniosłam się gwałtownie i spojrzałam na niego złowrogo. Moje włosy sterczały na różne strony, co dodawało mi wyglądu strasznej. Przynajmniej tak mi się wydawało. W rzeczywistości jednak musiałam wyglądać śmiesznie, o czym dowiedziałam się, gdy cichy chichot wyrwał się z ust blondyna.
- Człowieku, dla mnie to środek nocy! - warknęłam zirytowana. Poprawiłam włosy wypuszczając głośno powietrze nosem, czym chciałam podkreślić jeszcze bardziej, o ile to było możliwe, że ma się odczepić.
- Oj Jadey, Jadey... - mówił kręcąc z rozbawieniem głową. Najwyraźniej specjalnie chciał mnie zdenerwować budząc mnie i do tego używając zdrobnienia mojego imienia wobec mnie.
Kretyn, idiota, pajac, debil...
- Nie mów tak do mnie. - burknęłam odwracając wzrok i zakładając ręce na piersi. Starałam się zignorować, tym razem głośniejszy, śmiech Niall'a. Zamiast dać mi spokój, to on stał się śmiał, jak ostatni pacan, którym oczywiście był.
- Czemu? - spytał i odchrząknął znacząco, widząc, że jego rozbawienie w tej sytuacji nie działa na mnie dobrze.
- Bo nie jestem dzieckiem, żebyś tak do mnie mówił. - prychnęłam cicho i wywróciłam oczami. Jako że w ostatnim czasie skończyłam 18 lat oczekiwałam trochę więcej powagi w stosunku do mnie. Niestety, nie miałam na co liczyć, a już na pewno nie od niego.
- Dla mnie zawsze będziesz młodszą siostrzyczką, moją małą Jadey. - mówił przesłodzonym głosem, co wywołało u mnie chęć wymiotów. Zachowywał się jakby gadał do jakiegoś niemowlaka. Co z nim jest nie tak?
- Tak, tak, a teraz wyjdź. - odparłam szybko i ponownie wywróciłam oczami, nie odrywając od twarzy poduszki. Przez chwilę nie usłyszałam odpowiedzi. Kiedy chciałam się już podnosić i ponowić próbę "poproszenia" go o wyjście on powiedział:
- Dobra. - wstał i prawie, że wybiegł z pokoju. Zdziwiło mnie to trochę, ale ucieszyło.
Drzwi zatrzasnęły się, a ja znowu miałam ciszę i spokój. Odrzuciłam od siebie poduszkę i mruknęłam coś zadowolona z siebie. Po krótkiej chwili znów zasnęłam.
Nie dane było mi długo spać, bo po chwili usłyszałam jak ktoś wchodzi do pokoju i zamyka za sobą drzwi z niemałym trzaskiem. Zacisnęłam pięść będąc gotowa przywalić kretynowi, jak mi się wydawało, Niall'owi.
- Niall, gadaliśmy już o tym. Nie wstanę o tej godzinie! - krzyknęłam, odrywając twarz od poduszki, ale nadal będąc tyłem do drzwi. Byłam pewna, że to błękitnooki. Jak bardzo się myliłam.
- Mała pomyłka, kotku. - usłyszałam tuż przy swoim uchu chrapliwy szept. Poderwałam się, jak poparzona do pozycji stojącej. Odwróciłam się do postaci przodem i spojrzałam na twarz osoby, którą od razu poznałam po głosie.
Louis
Tomlinson wyprostował się i spojrzał na mnie z figlarnym uśmieszkiem, który od razu rzucił mi się w oczy. To było irytująco seksowne, a przez to, że tak pomyślałam poczułam jak czerwienieję na policzkach.
- Zaraz ci ten wyszczerz zniknie z twarzy. - syknęłam, przypominając sobie, że przez tego idiotę zostałam obudzona. Nie mogłam mu pokazać, że mam do niego jakąkolwiek maciupeńką słabość lub coś innego poza obojętnością.
- Ktoś tu wstał lewą nogą. - zaśmiał się, wbijając ręce do kieszeni czarnych rurek. Westchnęłam, kręcąc głową dezaprobatą i podniosłam się z łóżka. Od razu tego pożałowałam, bo zorientowałam się, że jestem w samej koszulce Zayn'a i majtkach.
Louis widząc moje zakłopotanie zachichotał cicho i podszedł do mnie. Odsunęłam się odruchowo. Zgięłam i zwinęłam palce dłoni w pięść. Bolała mnie już od tego skóra, ale zbliżył się tak nagle i blisko, że bałam się, co może nastąpić potem. Tak więc, musiałam być przygotowana.
- Spokojnie, nic ci nie zrobię. - odrzekł i uniósł ręce do góry w geście obronnym. Po krótkiej chwili rozluźniłam spięte mięśnie i wypuściłam powietrze z zaciśniętych ust. Kiedy zobaczył, że mu uwierzyłam zdjął z siebie niebieską bluzę i podał mi ją. Został w dresach i białym podkoszulku, który ukazywał jego umięśnione ramiona. Zerkałam na nie przez chwilę, nie mogąc przestać, co oczywiście, nie oznaczało, że nie chciałam tego zrobić. Po prostu uznałam, że skoro mam okazję popatrzeć na tak dobrze zbudowanego mężyczyznę to trzeba z niej skorzystać. To, że byłam negatywnie nastawiona do chłopaków nie oznaczało, że nie podoba mi się w nich nic. A trzeba przyznać, Lou miał świetną figurę. Był umięśniony, ale nieprzesadnie. Widać było, że coś trenuje. Wiedziałam, że w tamtym momencie zachowuję się jak głupia, napalona gówniara. No dobra, byłam gówniarą, ale nie napaloną. No na pewno nie tak, żeby rzucić się na niego. To, że uważałam, że jest przystojny nie oznaczało, że mi się podoba. Może dlatego, że nie pokazał się od świetnej strony, choć nie była to też zła strona. Coś mnie w nim intrygowało i ciągneło do niego, a za razem coś mnie w nim odstraszało i odpychało od niego.
Założyłam bluzę przez głowę i zakryłam jak najwięcej mogłam. W ostatecznym efekcie materiał sięgał mi do połowy uda. Była taka ciepła i przesiąknięta jego perfumami, a że byłam z tych "zmarźluchow" i zapach bluzy był ładny to chodzenie w niej bardzo mi odpowiadało.
- Czy teraz możemy iść na śniadanie? - spytał spokojnie, patrząc na mnie łagodnie. Aż dziwne. Pokiwałam twierdząco głową i gołymi stopami podreptałam do drzwi. Usłyszałam za sobą cichy chichot, a następnie o wiele cięższe od moich, kroki.
Weszłam do kuchni i zlustrowałam wszystkich wzrokiem. Perrie siedziała obok Zayn'a, a obok niej stało jedno wolne krzesło. Okazało się, że ma być to moje miejsce, bo blondynka widząc mnie poklepała lekko drewno.
- Hej. - mruknęłam cicho i podeszłam tam, gdzie mi wskazano. Dopiero wtedy zauważyłam, że nie ma przy stole Liam'a.
- Jak się spało? - usłyszałam pytanie od Zayn'a, który patrzył na mnie, jedząc tosta.
- Dobrze. Dziękuję za koszulkę. - uśmiechnęłam się delikatnie, również zwracając wzrok na niego.
- Nie ma za co. - puścił mi oczko, po czym wrócił do rozmowy z Pezz. Nie chcąc im przeszkadzać odwróciłam wzrok i od razu zatrzymałam go na osobie na przeciwko siebie. A był to oczywiście kto? Louis Tomlinson we własnej osobie. Obok niego siedział Harry, a obok bruneta mój brat.
Tommo uśmiechnął się, widząc, że też na niego patrzę. Odwróciłam szybko wzrok na talerz i westchnęłam cicho. Poczułam jak mnie skręca w brzuchu. Niestety, nie potrafiłam określić, czy było to z głodu czy może raczej z nerwów.
Odruchowo spojrzałam na Nialla, a on spytał bezgłośnie:
- Wszystko dobrze? - patrzył na mnie z lekkim zmartwieniem w oczach.
 - Mhm. - mruknęłam, a brat nałożył mi dwa naleśniki na talerz, zanim zdążyłam cokolwiek zrobić sama.
Przyznam, że irytowało mnie to, że blondyn we wszystkim mi pomagał. Nie byłam małą dziewczynką, byłam całkowicie sprawna, mogłam wszystko robić sama, ale on chyba tego nie rozumiał. Nie mówiłam nic jednak w tej sprawie, ponieważ wiedziałam, że po tylu latach rozłąki chce zdobyć moje zaufanie i pokazać, że naprawdę nie chce, żeby nasz kontakt znów się urwał. Szczerze? Też mi na tym zależało.

***

- Jade, cholera jasna, ile mam jeszcze czekać?! - po mieszkaniu znów rozległ się głośny i zirytowany krzyk Edwards.
- Uspokój się, Zayn ci nie ucieknie! - odkrzyknęłam i zaśmiałam się pod nosem. Od dłuższej chwili stałam przed szafą, myśląc, co założyć, aby wyglądać odpowiednio w takim miejscu, jak to, do którego miałyśmy się udać. Moje ciało było owinięte ręcznikiem, który kurczowo trzymałam.
Rano przy śniadaniu zostałyśmy zaproszone przez chłopców na wyścig samochodów, w którym miał wziąć udział Louis. Oczywiście, Pezz od razu się zgodziła, jak się można było domyśleć, ze względu na Zayn'a. Nie chcąc zostać sama w domu i będąc długo namawiana przez Niall'a, również się zgodziłam, mimo to, że czułam, że takie zabawy nie są w moim guście.
Ostateczną decyzją, co do mojego ubioru był biały T-shirt, czarne leginsy i mój ulubiony, szary, bawełniany sweter.
Zeszłam na dół, a przy drzwiach stała już gotowa blondynka. Posłała mi ostre spojrzenie, a ja zamrugałam powoli nie wykazując żadnego przejęcia jej zdenerwowaniem. Bez zbędnego pośpiechu wsunęłam na stopy białe trampki i przejrzałam się w lustrze, poprawiając sweter.
- Jade Amelia Horan, czy uszykowałaś już swoją szanowną dupę i jesteś gotowa do wyjścia? - Edwards wycedziła przez zęby, uśmiechając się sztucznie i patrząc na mnie tym palącym wzrokiem.
- Tak, Perrie Louise Edwards. - powiedziałam słodko i zacmokałam ustami w jej stronę. Świadomość, że dziewczyna ma okres jeszcze bardziej podjudzała mnie do irytowania jej. Jednak postanowiłam złagodzić sytuację i odpuścić sobie dzisiaj.
- Też cię kocham. - zachichotałam, tym samym rozluźniając atmosferę, bo po chwili blondynka zaśmiała się cicho, wywracając oczami.
Na dole przed blokiem czekało na nas srebrne Porshe, a za kierownicą siedział Niall. Otworzyłam tylne drzwi i wsiadłam pierwsza, a zaraz po mnie blondynka.
- Hej, dziewczyny! - przywitał nas entuzjastycznie. Słychać było, że jest podekscytowany.
- Hej. - odpowiedziałyśmy równocześnie. Złapałam za pas bezpieczeństwa i zapięłam go. Moja przyjaciółka zrobiła to samo, a gdy siedziałyśmy już praktycznie bez ruchu niebieskooki upewnił się:
- Gotowe? - zerknął na nas w lusterku. Przytaknęłyśmy kiwnięciem głów, a farbowany blondyn niemal momentalnie ruszył.
Droga była dość długa. Z miasta wjechaliśmy w ciemny las, a następnie na pustą, piaszczystą drogę.
Zatrzymaliśmy się obok innych samochodów. Większość z nich wyglądała na bardzo drogie. W oddali można było zauważyć, jak i również usłyszeć, tłum kibicujących ludzi.
Wysiedliśmy z auta. Po przeciśnięciu się przez dużą grupkę dopingujących, znaleźliśmy Liam'a z jakąś dziewczyną, jak się dowiedziałam jego dziewczyną, Danielle. Wraz z nimi był Zayn, Harry, obściskujący się z nieznaną mi blondynką oraz Louis z jakąś rudą laską, ubraną w krótkie szorty i różowy obcisły top. Oczywiście, obie praktycznie wystawiały im przed nosy swoje piersi i wypinały odkryte tyłki.
Jak im tak dobrze się przyjrzeć, to wyglądały trochę jak kaczki. Nie wiedziałam, co miało być w tym "seksownego", bo zapewne taki efekt chciały otrzymać, ale najwyraźniej tylko facet mógł zauważyć w tym jakikolwiek seksapil.
Zaśmiałam się cicho patrząc na nie, po czym odwróciłam wzrok na swoje buty. Kopnęłam lekko jakiś kamyk. 
Malik jako pierwszy nas zauważył. Popatrzył z uśmiechem na Perrie i podszedł do nas.
- Siema. - przytulił nas i dał buziaki w policzki. Lubiłam go. Chyba najbardziej ze wszystkich kolegów Niall'a. W sumie, Liam też wydawał się być miły, ale cały czas spędzał czas z Danielle, nieważne, gdzie był, więc nie mieliśmy jak nawiązać zbyt dużego kontaktu. Nie przeszkadzało mi to. Mogłabym nawet stwierdzić, że przyjemnie się na nich patrzyło. Widać było, że oboje są w sobie szczerze zakochani, a mało takich par w dzisiejszych czasach.
- Witaj, Jade. - z zamyślenia wyrwał mnie znany mi już zachrypnięty, cichy głos, dochodzący zza moich pleców. Jak na alarm się odwróciłam i ujrzałam dokładnie tego bruneta o niebiesko-szarych oczach, na policzkach i brodzie miał delikatnym zarost, tak jak rano.
- Cześć. - powiedziałam cicho, zerkając na niego nieśmiało zza długich rzęs.
- Czuję się zaszczycony, że przyszłaś na mój wyścig. - powiedział tym swoim nonszalancko-irytującym, a zarazem intrygującym głosem. Był taki dziwny, nie do opisania.
- No wiesz, czego to się nie robi dla przyjaciół? - odparłam i wskazałam na Pezz oraz Niall'a, wymuszając do niego uśmiech. Chciałam dać mu do zrozumienia, że nie jestem tu dla niego, tylko z prośby przyjaciółki i brata. Pochylił się nade mną, zatrzymując się tak, że nasze usta dzieliły milimetry, lecz po chwili zbliżył je do mojego ucha, przejeżdżając prawie niewyczuwalnie wargami przez linie mojej szczęki.
- Obiecuję, że nie pożałujesz, że tu przyszłaś. - wychrypiał, po czym odsunął się, a fala gorąca przeszła przez moje ciało.
Tomlinson uśmiechnął się tajemniczo i wyminął mnie. Nadal oszołomiona odwróciłam się. Wszyscy zaczęli bić brawo i krzyczeć, gdy brunet wsiadł do wyścigowego auta i podjechał do startu. Momentalnie obok niego stanął podobny samochód, za kierownicą którego siedział nieznany mi szatyn. Ta sama rudowłosa dziewczyna, która flirtowała z Louis'em stanęła pomiędzy samochodami.
- Gotowi? - krzyknęła, podnosząc prawą dłoń, w której trzymała czerwony materiał. Ludzie zaczęli się drzeć, co najwyraźniej oznaczało "tak".
- START! - krzyknęła puszczając materiał, a samochody ruszyły z warkotem silników, pozostawiając po sobie tylko ślad na piasku i dym. Louis od razu wyprzedził przeciwnika. Droga z samego patrzenia wyglądała na niebezpieczną. Była bardzo kręta, co najbardziej mnie przerażało. Ale w sumie, o co ja się tak bałam? O Louis'a?
Jak można było się spodziewać, wygrał Lou.
- Tommo, Tommo, Tommo! - wiwatował tłum, gdy chłopak wysiadł z samochodu. Uśmiechnął się do wszystkich szeroko i dyskretnie puścił mi oczko, gdy na niego patrzyłam.
- Trzeba to oblać! - krzyknął Harry, a wszyscy pognali w jedną stronę. Nim się obejrzałam zostałam sama na tym pustkowiu. Rozejrzałam się. Nie było nikogo. Nawet Perrie, ani Niall'a. Coś ukuło mnie w sercu. Samotność.
Nie wiedziałam, gdzie iść. Kręciłam się w kółko rozglądając się. Miałam nadzieję, że w ten sposób zobaczę cokolwiek lub kogokolwiek. Kiedy jednak nic z tego nie wynikło, westchnęłam zrezygnowana i opuściłam bezradnie ramiona.
Nagle usłyszałam, jak jakieś auto podjeżdża. Spojrzałam w tą stronę. To był on.
Przystanął obok mnie i otworzył okno. Widząc Louis'a byłam bardzo szczęśliwa. Dziwnie to brzmi, ale taka prawda. Nie zostałam sama na tym pustkowiu. On jako jedyny po mnie wrócił. Dziwne, że w ogóle zauważył, że mnie nie ma.
- Podwieźć, panienkę? - spytał z lekkim rozbawieniem, ale i również z zachęcającym uśmiechem. Wiedziałam, że jeśli nie chcę zostać tam sama, to nie mam innego wyboru, więc obeszłam do około samochód i wsiadłam na miejsce pasażera.
- Dziękuję. - mruknęłam cicho, spuszczając wzrok. Nadal zasmucał mnie fakt, że nawet moja przyjaciółka i brat się mną nie zainteresowali, tylko ślepo poszli za wszystkimi. Jednak najbardziej miałam żal do Perrie. Przyjaźnimy się od małego, a ona zaczęła coraz mniej się mną interesować. A powodem tego był niestety Mulat.
- Wszystko dobrze? - spytał Tomlinson, zerkając na mnie. Nawet nie zauważyłam, że już jechaliśmy.
- Ta. - bąknęłam cicho i spojrzałam w okno, patrząc na nieciekawe widoki.
- Ej... - zatrzymał się gwałtownie, przez co wzdrygnęłam się. Obrócił głowę w moją stronę i złapał delikatnie mój podbródek w palce. Pociągnął lekko za niego w swoją stronę, zmuszając mnie tym samym do patrzenia na niego.
- Co się dzieje? - spytał patrząc na mnie uważnie i niespokojnie.
- Nic, po prostu... Trochę mi przykro, że ani Niall, ani Perrie nie zaczekali na mnie. No wiesz, tak jakby mnie tam nie było. A przecież wiadomo, że nie znam tego miejsca. Wiem, że to głupie, że przejmuję się takimi pierdołami, ale niestety, tak już mam. - wyjaśniłam, patrząc na niego. Przygryzłam dolną wargę, modląc się w duchu, żeby mnie nie wyśmiał ani nic podobnego.
- Nie martw się, mała. Po prostu Niall nie jest przyzwyczajony, że... kimś musi się... no zajmować. To znaczy chodzi o to, że w naszym świecie każdy troszczy się o siebie, nikt się nikim nie przejmuje. - mówił spokojnie. W sumie, nie rozumiałam, co miał namyśli, mówiąc "w naszym świecie", ale nie dopytywałam.
- Ale to dlaczego ty się zawróciłeś? Zauważyłeś, że mnie nie ma? Przecież tam jest wiele ludzi, czekających na ciebie. - patrząc na niego z zaciekawieniem. Wyglądało na to, że to pytanie było dla niego trudniejsze do odpowiedzi niż zazwyczaj.
- Może jesteś dla kimś, dla kogo warto przepuścić taką okazję? Może jesteś dziewczyną, którą chcę dobrze poznać, a nie wyruchać przy pierwszej lepszej okazji? Może jesteś wyjątkowa...



Powracam!
Jestem już w domku i dochodzę do siebie, więc w końcu napisałam rozdział.
Tak więc, wowowow, Louis tak wyznania, hm? Co myślicie o jego zachowaniu? Jak dla mnie ma humorki jak w ciąży, tylko może nie takie upierdliwe, lmao.
Piszcie w komentarzach jak wam się podoba rozdział.
Myślę, że jest to dobra wiadomość, że od kolejnego rozdziału będzie więcej przemyśleń Jade i opisów wszystkiego. A do myślenia będzie miała duuuużo, uwierzcie, mam już wszystko zaplanowane.
No dobrze, więc tyle na dzisiaj.
Dobranoc, kocham was, pysie! xx
wasza @divathirlwall

czwartek, 15 stycznia 2015

3. Strange

CZYTAJCIE NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM
______________________________________________________

-Jade. - kiedy wypowiedział moje imię przeszły mnie ciarki. Uśmiechnął się tajemniczo. - Imię równie piękne, jak jego właścicielka. - szepnął. Patrzyłam na niego podejrzliwie. Był dziwny, a zarazem intrygujący.
Spojrzałam na resztę, ale oni nic nie zauważyli. Byli pochłonięci rozmową. A w szczególności Perrie i Zayn.
Zabrałam delikatnie rękę z jego uścisku i podeszłam do reszty towarzystwa, udając, że wtapiam się w ich konwersację na temat rodzajów muzyki. Tak naprawdę cały czas myślałam o nim. Na domiar złego - a raczej irytującego - czułam na sobie jego wzrok. Świdrujący i ciekawski. Skanował nim moje całe ciało. Czułam się niezręcznie. Chciałam do niego podejść i powiedzieć, żeby się na mnie gapił, ale nie chciałam wzbudzić zainteresowania innych. Poza tym, byłoby to trochę dziwne.
-Siadajcie. - powiedział Niall wskazując gestem ręki kanapę i dwa fotele. Usiadłam na brzegu kanapy, a Pezz obok mnie. Obok blondynki klapnął Zayn, a obok niego Harry. Zmieścił się również Liam. Kanapa była naprawdę duża, bo mimo pięciu osób zajmujących ją nie było ciasno. Na fotelu z mojej strony usiadł Niall, a na fotelu z przeciwnej strony sofy usiadł Louis. Przez chwilę trwała niezręczna cisza, tylko Harry i Louis mamrotali coś pomiędzy sobą nachylając się nad sobą i zerkając na mnie oraz Perrie. Jak się domyślałam obgadywali nas. W duchu wywróciłam oczami, ale udałam, że tego nie widzę.
Idioci.
-To co robimy? Może w coś zagramy? - zaproponował Harry klaszcząc ochoczo w dłonie i pocierając nimi o siebie. Nikt nie miał nic przeciwko, więc pozostało tylko ustalenie w jaką grę zagramy.
-Proponuję "Nigdy, przenigdy..." - chrapliwy głos Louisa dobiegł do moich uszu. Można było się spodziewać, że nie będzie to żadna przeciętna gra. Nie w towarzystwie Louis'a i Harry'ego. Mimo to odetchnęłam w duchu, bojąc się, że będzie to gra w butelkę. Nie miałam zamiaru całować żadnego z kolegów Niall'a. Co z tego, że ta mała, zupełnie inna część mnie miała ochotę pocałować jego usta? To była minimalna cząstka, za którą mentalnie policzkowałam się. Ale przecież każdy ma jakąś inną, dziwną stronę siebie, prawda?
-Dobre! - Niall podniósł głos i z zadowoleniem uśmiechnął się szeroko. Szybko wyszedł z pokoju i po chwili wrócił z siedmioma butelkami piwa. - Zagracie, co nie? - upewnił się, patrząc na mnie i Pezz.
-Jasne. - odpowiedziała entuzjastycznie Perrie, zanim ja zdążyłam cokolwiek powiedzieć. Chociaż może to i lepiej, ja bym nie umiała ani odmówić ani przytaknąć. Nie chciałam wyjść na tchórza, ale też nie miałam ochoty na jakieś wyznania i do tego picie alkoholu. Tak więc wyręczyłam się przyjaciółką.
Westchnęłam cicho kiedy Nialler podał mi butelkę piwa. Ostatni raz, gdy piłam alkohol miałam 14 lat. Szesnastoletni "koledzy" z Sierocińca przyszli do nas mówiąc, że pora zasmakować życia. Szczerze mówiąc, do dziś nie wiem, jak zdobyli alkohol i czemu chcieli, abyśmy "zasmakowały życia". Nigdy nas nie lubili, a już w szczególności mnie. Może chcieli po prostu nas upić i mieć ubaw? Na całe szczęście im się nie udało. Po jednej butelce piwa zaczęłam wymiotować, co ich odstraszyło. No tak, pewnie nie był to przyjemny widok, ale jeszcze gorsze uczucie.
Oby teraz nie było tak źle.
Gdy wszyscy już wygodnie siedzieli Zayn zapytał:
-Kto chce zacząć? - rozejrzał się.
-Ja. - zgłosił się Harry. Zastanowił się przez chwilę, przygryzając dolną wargę i pocierając palcami brodę. W pewnym momencie na jego usta wpełzł zadziorny uśmieszek. - Nigdy, przenigdy nie uprawiałem seksu w szkolnym schowku na miotły. - upił łyk.
No pewnie. Zejdźmy od razu na TE tematy. A co tam?
Podobnie jak Styles upiłam łyk napoju. Zrobili to samo prawie wszyscy z wyjątkiem Louis'a.
-Ja to robiłem właśnie w schowku. W łazience jest mniej ryzyka i zabawy. - zaśmiał się cicho z wyczuwalną kpiną. Uśmiechnął się dumnie i przelotnie na mnie zerknął.
Robiło mi się niedobrze, gdy słuchałam ich seksualnych przygód. Ale czego innego mogłam się spodziewać po kimś takim jak Harry czy Louis?
-Dobra, następna osoba. - powiedział Liam z lekkim naciskiem. Zrozumiałam, że jego również nie interesowały szczegóły współżycia w łazience, schowku na miotły - i Bóg wie gdzie jeszcze - tych kretynów.
Kolejny był Niall. Miałam nadzieję, że on przynajmniej będzie normalny.
-Nigdy, przenigdy nie byłem w związku. - mówił to patrząc na mnie. Zapewne chciał się dowiedzieć, czy miałam kiedykolwiek chłopaka. Jak można było się domyśleć - nie miałam.
Nie napili się alkoholu Louis, Harry, Liam oraz Zayn. Jeśli chodzi o pierwszą dwójkę to nie zdziwiło mnie to, zważając na poprzedni temat. Ale Liam i Zayn? Myślałam, że bycie w Sierocińcu ograniczało im jakiekolwiek związki - nam ograniczało - jednak się pomyliłam. Zaczęłam się zastanawiać, czy to nie chodziło o to, że nie chciałam mieć chłopaka, a tym bardziej nikt nie chciał mnie jako dziewczyny. Przecież nie byłam tam lubiana, więc ta opcja była prawdopodobniejsza.
-Teraz ja. - oznajmiła Perrie. Zastanowiła się chwilę, po czym zaczęła: - Nigdy, przenigdy... nie byłam zakochana.
Kolejny raz tamtego wieczora upiłam łyk alkoholu. Czułam, że mam już prawie pustą butelkę.
Jestem aż taka nudna?
Przejechałam wzrokiem po każdym z towarzystwa. Zdążyłam się już zorientować, że nie był zakochany mój brat i Harry. W końcu mój wzrok zatrzymałam na Tomlinson'ie. Był jakiś przygnębiony, wściekły... Wyglądał o wiele inaczej niż chwilę wcześniej. Zdawać się mogło, że to wyznanie wiązało się z czymś bardzo trudnym dla niego. Tylko z czym? Ciekawość wzrastała, jak i również przygnębienie chłopaka. Ale o co mogło chodzić? Czyżby "pan skała" dostał kosza od swojej pierwszej miłości? Nie, to nie mogło być to. Zbyt banalne, żeby aż tak go to bolało. To musiało być coś innego, coś poważniejszego. Coś tragicznego.

***

Około pół godziny później znudziło nam się granie. Opierałam głowę o ramię przyjaciółki, robiłam się senna.
-Idę po piwo, ktoś chce jeszcze? - spytał Harry, wstając. Popatrzył na każdego po kolei.
-Mi możesz przynieść. - odparł Niall, unosząc lekko dłoń. Reszta, włącznie ze mną, odmówiła. Westchnęłam cicho bawiąc się bransoletką, którą dostałam od brata.
-Idę się przejść. - mruknął cicho Louis zwracając mogą uwagę. Spojrzałam na niego, kiedy kierował się w stronę wyjścia. Nadal wydawało mi się, że zachowuje się inaczej. Był jakiś nieobecny przez te 30 minut, które graliśmy. Czyżby wciąż chodziło o to wyznanie Perrie? Zaczęłam się trochę martwić. To musiało być coś naprawdę strasznego, skoro tak długo był ponury i cichy. Zupełnie inny niż na początku. Może to głupie, że tak się martwiłam, ale po wszystkich własnych przeżyciach współczuję każdemu, kogo dotknęła jakaś przykra sprawa. Nawet takiego chłopaka jak Louis.
Po domu rozniósł się donośny krzyk niezadowolenia Harry'ego:
-Kurwa! - gdy to usłyszałam, aż podskoczyłam w miejscu podnosząc gwałtownie głowę z ramienia blondynki.
-Co jest?! - krzyknął zdziwiony Niall obracając się w stronę wyjścia z salonu. Po chwili wrócił zrezygnowany Styles. Wyglądał jak małe dziecko, któremu zabrali lizaka.
-Nie ma piwa. Serio żadnemu nie wpadło do łba, że przyda nam się na ten wieczór? - wywrócił oczami. Śmieszyło mnie to trochę. Wielki krzyk o alkohol.
-Spokojnie, przecież ktoś może iść do sklepu. - stwierdził Zayn wzruszając lekko ramionami. - Są chętni? - spojrzał jeden i w drugi bok.
-Ja mogę pójść. - powiedziałam cicho i wstałam. Włożyłam ręce w tylne kieszenie spodni i spojrzałam na nich. Widocznie byli zdziwieni, że chcę iść po alkohol. Zapewne uważali mnie za Świętoszkę, pijącą pierwszy raz piwo. Oczywiście, że kupienie alkoholu nie było głównym powodem, dla którego się zgłosiłam. Była to dobra okazja na przewietrzenie się i pospacerowanie w samotności.
Dostałam od nich pieniądze na zakupy - jeśli kupowanie kilku piw w ogóle można tak nazwać - i wyszłam z domu. Szłam powolnym spacerkiem. Było wyjątkowo ciepło, więc chciałam jak najwięcej czasu spędzić na świeżym powietrzu.
Z oddali widziałam już szyld supermarketu, gdy nagle poczułam, że ktoś wciąga mnie za nadgarstek w jakąś ciemną uliczkę. Pisnęłam przeraźliwie.
-Uspokój się to tylko ja. - usłyszałam przed sobą znajomy już głos i zobaczyłam Louisa. W duchu cieszyłam się, że to tylko on, a nie jakiś psychol, ale byłam również wkurzona, bo mnie przestraszył. Oczywiście, musiałam ukazać swoją złość i pretensję.
-Nie strasz mnie tak. - syknęłam, na co on się zaśmiał cicho. Plecami przylegałam do ściany, a on opierał prawą rękę tuż przy mojej głowie.  Byliśmy tak blisko, że mogłam poczuć jego oddech. Mimo, że czułam tytoń, to nie przeszkadzało mi to, ponieważ był zmieszany z miętą, co dawało intrygującą i przyciągającą mieszankę.
-Już nas opuszczasz? - zapytał, robiąc smutną minkę. Na chwilę mogłam się rozpłynąć, bo wyglądał uroczo, ale ta chwila szybko minęła.
-Nie, po prostu idę do sklepu, bo piwo się skończyło. - sprostowałam, zakładając ręce na piersi. - A co, już chcesz się mnie pozbyć? - zażartowałam, uśmiechając się półgębkiem.
-Wręcz przeciwnie. - odpowiedział z cwaniackim uśmieszkiem. Znowu ten dziwnie przyjemny dreszcz.
-To ja już pójdę do tego sklepu. Strasznie tam się niecierpliwią. - mruknęłam i chciałam wyjść z tej uliczki, ale zagrodziła mi jego druga ręka. 
No i wpadłam w pułapkę.
-Jak chwilę poczekają, to korony z głów im nie spadną. - stwierdził, nadal uśmiechając się w ten irytujący, ale i seksowny sposób. Nie mogłam uwierzyć, że uważałam, że jest to seksowne. Niestety, tak właśnie było, a oszukiwanie samej siebie i wmawianie sobie, że jest inaczej, było idiotyczne.
- Powiedz... Czemu jesteś taka cicha, niedostępna? - spytał, zbliżając swoją dłoń do mojej twarzy. Obserwowałam przez chwilę to jak odgarnia kosmyk moich włosów za ucho.
-Nie rozumiem trochę twojego pytania. - wymamrotałam cicho zwracając powoli wzrok na jego oczy. One również mi się cholernie podobały.
Tak, był przystojny, i to bardzo. Myślałam, że jego charakter mnie odpycha, ale zdałam sobie sprawę, że jednak trochę przyciąga. Ta tajemniczość i nonszalancja było intrygujące, ale również irytujące. Nie mogłam go rozgryźć. Był taki niezrozumiały. Przynajmniej w moich oczach.
-Prawie przez cały wieczór mało się odzywałaś, byłaś taka nieobecna. - kontynuował patrząc w moje oczy niczym w obrazek. I to nie byle jaki obrazek. Jego oczy błyszczały jak małe diamenty, co ukazało jego zainteresowanie i... pożądanie?
- Mogłabym to samo powiedzieć o tobie przez ostatnie pół godziny. - mruknęłam tak, aby nie usłyszał. Niestety, jednak miał dobry słuch.
-Jak to? - zdziwił się, marszcząc brwi.
-Po prostu wydawałeś mi się pod koniec gry taki przygnębiony. - wyjaśniłam, przygryzając wagę i przechylając lekko głowę w bok. Przyjrzałam mu się uważnie. Nie był już taki smutny. Tak szybko potrafił zmienić swój wyraz twarzy.
- Ale to już nieważne. Muszę iść. - dodałam szybko i chciałam wyjść, ale on nie mógł łaskawie ruszyć tej ręki. Westchnęłam podirytowana i znów oparłam się o chłodną ścianę.
-Nie byłem przygnębiony. Po prostu mniej się odzywałem i tyle. - wzruszył ramionami, odwracając wzrok, co oznaczało, że kłamie. Zaczął się denerwować, co było widać po spiętych mięśniach.
-Byłeś. Po tym, co Perrie powiedziała, że... - chciałam już mu to wszystko przypomnieć, jednak niedane było mi dokończyć.
-Nie byłem. - warknął, patrząc znów na mnie. Wzdrygnęłam się. Widząc to rozluźnił napięte mięśnie i wypuścił powoli powietrze. - Po prostu... Odpuść, okay? - wychrypiał, kończąc temat.
-Jasne. - mruknęłam i odepchnęłam jego rękę, wydostając się stamtąd. Zdążyłam jeszcze tylko poczuć smród tytoniu. Palił.

***

Postawiłam siatkę z kilkoma butelkami piwa na stole w kuchni. Wydarzenie z Louis'em sprzed kilkunastu minut nadal dręczyło moje myśli. Chciałam się dowiedzieć, co go tak boli. To już nawet nie chodziło o zwykłą ciekawość. Naprawdę zaczęłam się martwić, ale nie chciałam też wpychać się do jego życia.
-Wreszcie! - lokaty brunet od razu dobrał się do jednej z butelek. Chciałam spytać, gdzie reszta, bo nie zauważyłam Louis'a i Liam'a, ale mój brat uprzedził to pytanie:
-Louis jest u siebie, a Liam pojechał do Danielle, swojej dziewczyny. - to by wyjaśniało to, że Payne jest zakochany. Miał dziewczynę. Można było się tego spodziewać. Już na pierwszy rzut oka wygląda na miłego i opiekuńczego. Nie jedna chciałaby mieć takiego chłopaka.
-Mhm, okay. - powiedziałam i wzruszyłam ramionami. Usiadłam obok Zayn'a i Perrie. Cały czas się uśmiechali i żartowali. Cieszyłam się z tego powodu, bo wyglądało to, jak początek czegoś większego niż przyjaźń, a Perrie naprawdę tego potrzebowała. Miałam nadzieję, że Zayn by jej nie skrzywdził.
-Oglądniemy jakiś film? - zaproponował Zayn, uśmiechając się do wszystkich. Wszyscy z chęcią się zgodzili. Padło na "Jestem na tak". Nigdy wcześniej nie oglądałam tego filmu, ale chłopcy mówili, że to świetna komedia, więc warto było się przekonać.
Już na początku filmu wszyscy głośno się śmialiśmy. Film był naprawdę zabawny i rozśmieszyłby każdego, kto ma zły humor.
W połowie filmu Niall się kimnął, a zaraz potem Perrie, opierając głowę o ramię Mulata, który próbował się nie uśmiechać z tego powodu, ale mu to zbyt nie wychodziło. Ja i tak widzę wszystko.
-Dobra, kończymy na razie oglądanie. Jest już późno. - mruknął zmęczony Harry i wyłączył film. Rzeczywiście, była już 11:20 pm.
-Dzięki za mile spędzony wieczór. My będziemy się już zbierać. - powiedziałam, podchodząc do śpiącej Edwards z zamiarem obudzenia jej.
-A może zostaniecie na noc? Mamy pokój gościnny. Lepiej nie wracajcie o tej godzinie. A Niall na pewno się ucieszy, gdy dowie się jutro, że zostałyście. - przekonywał Zayn, patrząc na mnie z nadzieją w oczach.
-Jeśli to nie problem, to możemy zostać. - postanowiłam, po chwili zastanowienia i posłałam mu lekki uśmiech.
-To ja zaniosę Perrie, a ty Hazz pomóż Niall'owi. - szepnął Mulat i wstał, trzymając blondynkę jak pannę młodą. Styles wziął pod ramię pół przytomnego Niall'a i szedł za Zayn'em na górę.
-Tobie też może pomóc, kochanie? - lokaty chłopak zwrócił się do mnie, cwaniacko się szczerząc.
-Dam radę. - uśmiechnęłam się sztucznie, na co on zaśmiał się cicho.
Kiedy byliśmy już na górze Zayn zaniósł Perrie do rozścielonego wcześniej łóżka w pokoju gościnnym. Przez uchylone drzwi widziałam jak szczelnie ją przykrywa i całuje w czoło. Zabrał z szafy jakieś ciuchy i wrócił do mnie, przymykając drzwi. Podał mi szorty i  koszulkę z logo Nirvany. Po rozmiarze zorientowałam się, że jest jego.
-Przepraszam, nie mam nic innego. - mruknął, śmiejąc się słabo i podrapał się po karku. Widocznie się zawstydził tym, że daje mi swoje ciuchy.
-Nie, spoko. Dziękuję, że w ogóle coś mi dałeś. - powiedziałam, uśmiechając się do niego szeroko.
-Nie ma za co. Łazienka tam. - wskazał na białe drzwi i popatrzył na mnie. - A więc dobranoc. - dodał po chwili, uśmiechając się przyjaźnie
-Dobranoc. - odpowiedziałam, gdy już wchodził to swojego pokoju. Poszłam do łazienki, umyłam się i przebrałam w to co dostałam. Wyglądałam trochę śmiesznie, ale machnęłam tylko na to ręką i zmęczona wyszłam z łazienki. Ledwo kontaktowałam. Nagle zderzyłam się z czyimś torsem. Podniosłam wzrok i ujrzałam nikogo innego, tylko Tomlinsona.
-Um, sorry. - wymamrotałam zaspana i podrapałam się po głowie. Odgarnęłam potargane włosy.
-Nic się nie stało. - zaśmiał się cicho, przyglądając się mi. - Czyli zostałyście na noc? -uśmiechnął się szerzej.
-Tak. - powiedziałam cicho i kiwnęłam głową . - Więc... Dobranoc. - odparłam, chcąc jak najszybciej znaleźć się w pokoju i oddać się w ramiona Morfeusza.
Pochylił się lekko przybliżając się do mnie. Jego usta znalazły się tuż obok mojego ucha.
-Dobranoc, Jade. - szepnął, po czym musnął delikatnie mój policzek.



Skończyłam, woah.
Od razu przepraszam za jakiekolwiek błędy, ale jest taka godzina, że nie chce mi się sprawdzać rozdziału. Mam nadzieję, że rozumiecie.
Mam dla was ważną informację.
W niedzielę jadę do szpitala, ponieważ będę miała operację. Będę w szpitalu około 2 tyg, przez co nie będę miała dostępu do komputera. Tak więc nie wiem, kiedy pojawi się kolejny rozdział. Jest to operacja na kręgosłup, więc nie wiem, kiedy będę czuć się na siłach, żeby napisać nowy rozdział, wgl nie wiem, jak będę się czuła. Bardzo proszę o wyrozumiałość i starsznie was przepraszam, again.
Tak, wiem, ten rozdział ma strasznie dużo dialogów, ale tak musiało być. Przepraszam po raz trzeci.
To chyba wszystko.
Słodkich snów, kocham was, pysie! xxx
wasza @divathirlwall

poniedziałek, 5 stycznia 2015

2. Brother

-Jade? To ty? - ni stąd ni zowąd usłyszałam męski głos za sobą. Obróciłam się i ujrzałam blondyna z szeroko otwartymi niebieskimi oczami.
-My się znamy? - spytałam, marszcząc brwi. Nie przypominałam sobie, żeby w Sierocińcu kiedykolwiek był taki chłopak. Poza tym kolegowałam się tylko z Pezz, więc dziwiło mnie skąd zna moje imię.
-No tak, przepraszam, pewnie mnie nie pamiętasz. Jestem Niall, twój starszy brat. - odparł podchodząc do stolika. Uniosłam brwi jeszcze bardziej oszołomiona. 
To jakieś żarty?
Kompletnie zapomniałam o kierowniczce, z którą przed chwilą rozmawiałam. Niecodziennie jakiś nieznajomy do mnie podchodzi, zna moje imię i jeszcze mówi, że jest moim bratem. Po ludziach można było się wszystkiego spodziewać, a w szczególności po nastolatkach. Ciągle żartowali, więc uważałam, że blondyn to też zwykły dowcipniś.
-Nie mam brata, a poza tym nawet cię nie znam. - stwierdziłam poddenerwowana. Nie miałam ochoty na tego typu żarty. - A teraz mógłbyś już iść? Mam ważną rozmowę. - powiedziałam poważnie i patrzyłam na niego z kamiennym wyrazem twarzy mając nadzieję, że choć trochę go to zniechęci do żartowania ze mnie.
-Przepraszam. Będę czekać na zewnątrz. - uśmiechnął się do mnie i wyszedł. W myślach zaczęły mi się pojawiać dziwne sceny. Wydawał się strasznie natrętny.
A może to jakiś gwałciciel albo złodziej albo inny bandyta?
Patrzyłam przerażona jak chłopak wychodzi i spokojnie zaczyna spacerować przed restauracją. Wyglądał ewidentnie podejrzanie. Chociaż jaki normalny przestępca podchodziłby tak po prostu i mówił takie rzeczy? Przecież jakby chciał mi coś zrobić to zaczaiłby się na mnie lub chciał się ze mną zapoznać, żeby zdobyć moje zaufanie, prawda?
-Czy możemy już wrócić do naszej konwersacji? - spytała zniecierpliwiona Pani Cook. Wyrwana z przemyśleń odwróciłam się do niej przodem. Poprawiłam włosy i nerwowo wygładziłam ubranie.
-Tak, tak. Przepraszam, ja nie znam tego chłopaka, musiał mnie z kimś pomylić. - wyjaśniłam szybko i uśmiechnęłam się słabo. Kobieta kiwnęła tylko głową i zadała mi kolejne pytanie.
Po jakiejś godzinie Pani Cook w końcu zamknęła swój notatnik i wstała z miejsca.
-Za tydzień przyjdź ze swoimi dokumentami, wtedy dokładniej rozpatrzę twoje zgłoszenie. - powiedziała, a ja szybko wstała i wyprostowałam się. 
-Oczywiście, dziękuję bardzo. - kiwnęłam głową. Uścisnęłyśmy sobie dłonie na pożegnanie. Kobieta wróciła do swojej pracy. Odetchnęłam z ulgą rozluźniając spięte dotąd mięśnie. Przeczesałam włosy i przygryzłam wargę. Wydawało mi się, że nie było tak źle. Zakodowałam sobie w głowie, żeby na następne spotkanie ubrać się bardziej formalnie.
Wyszłam z restauracji wybierając w telefonie numer przyjaciółki. Przyłożyłam telefon do ucha. Pip... Pip... Pip... Pip... . Po 4 sygnale zrezygnowałam ze skonktaktowania się z nią. Najwyraźniej miała jeszcze tą rozmowę, więc musiałam zaczekać. Schowałam telefon do tylnej kieszeni spodni i rozejrzałam się zastanawiając się, gdzie mogę usiąść, aby na nią poczekać. Nie miałam zamiaru siedzieć w Nandos w tym smrodzie tłustych portaw. Już wystarczyła mi ta godzina przebywania tam. Wydawało mi się, że cuchnęłam przez to, co jeszcze bardziej zachęciło mnie do wrócenia do domu i wzięcia prysznica. Jednak nie mogłam pójść bez przyjaciółki. Obiecałam jej, że wrócimy razem.
-O, wreszcie! - do moich uszu dobiegł ten sam męski głos. Po chwili pojawił się przede mną nikt inny, jak niebieskooki. Wypuściłam zirytowana powietrze. Nie byłam już wystraszona, na pewno nie aż tak jak wcześniej. Postanowiłam, że dam mu do zrozumienia, żeby się lepiej odczepił. Poza tym było wokół dużo przechodnich, więc nie odważyłby się mi czegokolwiek zrobić.
-Gościu, czego ty chcesz? Nie znam cię. Mógłbyś zostawić mnie w spokoju? - podniosłam głos zwracając uwagę kilku ludzi przechodzących obok. Zarumieniłam się lekko, ale nadal patrzyłam na niego ostrym wzrokiem.
-Ale Jade, to ja, Niall. Jestem twoim bratem. Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale mogę ci to udowodnić. - mówił zdeterminowany, a może nawet zdesperowany.
-Ja nie mam brata! Nie mam rodziny! - krzyknęłam. Nie przejmowałam się innymi, którzy słuchali moich krzyków. Chciałam tylko, żeby on się ode mnie odczepił.
-Proszę, daj mi wytłumaczyć. - prosił spokojnie. Zaczęłam się zastanawiać nad jego propozycją. Z jednej strony wydawało mi się to absurdalne, przecież nie mogę tak po prostu uwierzyć jakiemuś chłopakowi, który podaje się za mojego brata. Lecz z drugiej strony warto dowiedzieć się, jeśli naprawdę ma się brata.
-Ale... Skąd mam wiedzieć, że nie jesteś jakimś psycholem, który chce mi coś zrobić? - spytałam unosząc brwi do góry. Skrzyżowałam ręce na piersiach, żeby wyglądać odważniej.
-Gdybym chciał, to od razu zaciągnął bym cię w jakąś uliczkę. - stwierdził wzruszając lekko ramionami. W sumie zgadzało się to z moimi przemyśleniami.
Jeden punkt dla niego.
-No dobra, mów. - westchnęłam zrezygnowana, opuszczając ręce. Rozejrzałam się jeszcze na wszelki wypadek, żeby mieć pewność, że mam kogo prosić o pomoc jakby coś.
-Może się przejdziemy? Wtedy wszystko ci opowiem. - zaproponował uśmiechając się przyjaźnie. Patrzyłam na niego chwilę i kiwnęłam w końcu głową. W bezpiecznej odległości szliśmy wzdłuż ulicy.
Niall opowiadał mi o swoim dzieciństwie. Wszystko się zgadzało, nawet imiona naszych rodziców. Okazało się, że nie wiedziałam o jego istnieniu, ponieważ został przeniesiony do Domu Dziecka w Doncaster.
-Ale skąd wiesz o moim istnieniu? - zapytałam nadal nie mogąc uwierzyć, że mam brata. Wydawało się niemożliwe, że po tylu latach w końcu go poznałam. Choć różne niespodzianki zdarzają się w życiu. 
-Dowiedziałem się od opiekunek w Sierocińcu. Powiedziały mi, jak masz na imię i ile masz lat. Kiedy byłem pełnoletni opuściłem Dom Dziecka. Chciałem od razu do ciebie pojechać, ale stwierdziłem, że poczekam, aż ty również będziesz mogła wyjść. Wyliczyłem sobie dokładnie tydzień od twoich 18 urodziny, bo wtedy można opuścić. - wyjaśnił. Kiwnęłam głową rozumiejąc. To było naprawdę wiarygodne, ale nie mogłam tak po prostu mu zaufać. 
Ludzie to świnie, możesz liczyć tylko na siebie.
-Ale nadal nie mam pewności, że mówisz prawdę. - powiedziałam, patrząc na niego łagodniej niż wcześniej. Zastanowił się przez chwilę przygryzając dolną wargę. Dokładnie jak ja, gdy o czymś myślę.
Nagle coś go oświeciło, tak przynajmniej wnioskowałam po jego minie.
-Też masz znamię na prawej kostce? - spytał szybko, zatrzymując się i patrząc na mnie wyczekująco. Odkrył ową część ciała. Widniała tam taka sama ciemna plamka jak na mojej. 
Odkryłam swoją i porównałam obie. Chwilę się nie odzywałam, nie mogąc uwierzyć. To już nie mógł być przypadek. Było to zbyt dziwne.
-Identyczne. - szepnęłam wpatrując się w jego i w moją.
-Właśnie. Teraz mi wierzysz? - spytał z nadzieją, patrząc na mnie. Uśmiechał się prawie niewidocznie. Podniosłam głowę i spojrzał mi w oczy. Mówił prawdę. Z oczu można dużo wyczytać, a jego były szczere i wesoło, błękitnie błyszczały. Identyczne jak mamy. Kiedyś pokazali mi jej zdjęcie. Był bardzo podobny do niej 
-Ja... Chyba tak. - wymamrotałam. Nadal byłam oszołomiona, ale w pewnym stopniu szczęśliwa. Nie byłam sama. Miałam mojego brata, moją rodzinę. 
On tylko uśmiechnął się szerzej i przytulił mnie. Niepewnie odwzajemniłam gest. Nieczęsto, a nawet prawie w ogóle ktokolwiek mnie przytulał. To było naprawdę przyjemne. Poczułam się bezpieczna i... kochana?
-Pojedziesz ze mną do Doncaster i zamieszkamy razem? - spytał podekscytowany. Widać było, że jest szczęśliwy. Jednak ja nie umiałam tak szybko zaufać i zachowywać się normalnie w stosunku do niego. Praktycznie go nie znałam. Nawet jeśli był moim bratem to skąd miałam wiedzieć czego ode mnie chce? Oczywiście, wierzyłam w to, że po prostu chce ze mną utrzymać kontakt, ponieważ nie ma nikogo innego, jak ja, ale wolałam być ostrożna. Miałam nadzieję, że to zrozumie.
-Niall, przystopuj. Ja mam tu przyjaciółkę, z którą mieszkam, a poza tym... Nie wiem, czy chcę gdzieś wyjeżdżać. Prawie się nie znamy. Bez urazy, ale... Nie ufam ci jeszcze... - przygryzłam nerwowo wargę.
-Och... Rozumiem. Przemyśl sobie wszystko na spokojnie, tylko proszę, nawet jeśli nie wyjedziesz ze mną, to możemy utrzymywać kontakt? Nie chcę znowu cię stracić. - wyznał i patrzył na mnie tym razem smutno.
-No pewnie. Nawet bardzo się cieszę, że mam brata, bo myślałam, że nie mam już żadnej rodziny. - uśmiechnęłam się lekko, chcąc go rozweselić. Nie chciałam, żeby myślał, że nie chcę z nim utrzymywać kontaktu, bo w sumie mógł tak pomyśleć po tym jak powiedziałam, że mu nie ufam. Jako mój brat i osoba w takiej samej sytuacji powinien to zrozumieć.
-Ale jest też przecież... - zaczął, ale ja nie dałam mu dokończyć, wiedząc co chce powiedzieć.
-Tak, ale ja... Nie chcę go znać, on nie jest moim ojcem, nie po tym, co zrobił. - gdy to mówiłam w moich oczach momentalnie zebrały się łzy. Chłopak najwidoczniej to zauważył, bo przytulił mnie znów i głaskał uspokajająco po plecach. Moczyłam mu łzami koszulkę. Zawsze się rozklejałam na wspomnienie o nim. 
-Spokojnie, mała. Ja też nie chcę go znać i nie kontaktuję się z nim. - pocałował mnie w czubek głowy. Był taki opiekuńczy. Nie sądziłam, że faceci tacy są, a na pewno nie sądziłam, że kogoś takiego poznam. Jednak nic dziwnego, że tak się przejmował. W końcu sam chciał mnie odszukać.
To było takie miłe. Pierwszy raz poczułam tą więź. Oczywiście, Perrie była dla mnie jak siostra, ale jednak to co innego niż prawdziwa rodzinna miłość.
Usłyszałam dzwonek swojego telefonu. Na wyświetlaczu pojawiło się Pezz. Oderwałam się od Niall'a delikatnie i zerknęłam na niego.
-Muszę odebrać. - odparłam, wskazując na telefon, a on skinął tylko głową i odsunął się trochę dając mi spokojnie porozmawiać.
-Hej, Jade. Gdzie jesteś? - usłyszałam w słuchawce znajomy, dziewczęcy głos, gdy tylko odebrałam. 
-Cześć. Jestem na Flower Street. - odpowiedziałam patrząc na brata, który patrzył na niebo i gwizdał sobie radośnie. Przypominał mi trochę Perrie. Ciągle uśmiechnięty blondynek z niebieskimi oczami. Pomimo przykrej przeszłości wyglądał jak jedna z najbardziej pogodnych osób jaką widziałam.
Czyli jestem nienormalna, że nie jestem taka radosna, pomimo tego, co przeżyłam?
Opinie innych się sprawdzały. Byłam dziwna, byłam inna. Żałowałam tego, ale co ja mogłam? Nie chciałam przecież udawać.
-O, to dobrze. Czekaj tam, będę za 5 minut. - oznajmiła i rozłączyła się nie dając mi nic odpowiedzieć. Wzruszyłam lekko ramionami i schowałam telefon. Zwróciłam się w stronę Niall'a, który nucił coś pod nosem. Podeszłam bliżej.
-Moja przyjaciółka za chwilę tu będzie. Muszę już iść. - odparłam stając przed nim. Spojrzał na mnie i wydął wargę, robiąc minę smutnego szczeniaczka. Zaśmiałam się cicho.
- A, chwila! Mam dla ciebie spóźniony urodzinowy prezent. - powiedział z uśmiechem i zaczął grzebać w kieszeniach spodni.
- Nie musiałeś. - mruknęłam, ale uśmiechnęłam się lekko. W końcu znalazł to czego szukał. Podał mi niebieskie pudełeczko. Wzięłam je i otworzyłam. Była tam srebrna bransoletka z wisiorkiem z napisem "Jade". Była naprawdę śliczna i jak sądzę kosztowna.
- Jejku, jaka piękna. - uśmiechnęłam się szerzej patrząc na nią. - Ale była pewnie bardzo droga. - mruknęłam, patrząc na niego trochę zmartwiona tym, że wydaje na mnie kasę tak od razu.
- Oj tam. Twoje 18 urodziny. To musiało być coś takiego wyjątkowego. - odwzajemnił uśmiech i wyjął biżuterię. Zapiął mi ją delikatnie na nadgarstku.
- Dziękuję. Jest śliczna. - powiedziałam, patrząc na nadgarstek. Pierwszy raz ktoś zrobił mi taki prezent. Było to dla mnie dziwne i nowe, ale przyjemne. Dziękowałam mu jeszcze kilka razy, a on odpowiadał cichym śmiechem.
Poprosił mnie o numer telefonu. Wymieniliśmy się nimi. 
Po chwili przyszła Edwards. Uśmiechnęła się do mnie promiennie i spojrzała na chłopaka.
-A to kto? - spytała patrząc na niego. 
-To jest Niall, mój brat. - powiedziałam niepewnie i podrapałam się po głowie.
-Brat? - wytrzeszczyła oczy. Chyba z oszołomienia zapomniała o podstawowych zasadach kultury, czyli przedstawieniu się. W sumie nie ma się, co dziwić.
-Później ci wytłumaczę. - uspokoiłam ją potrząsając głową.
-Mhm... O, przepraszam! Perrie jestem. - blondynka zwróciła się do niego i wyciągnęła w jego stronę dłoń. Zarumieniła się przypominając sobie chyba, że już na początku powinna to zrobić.
-Niall. - zaśmiał się cicho i uścisnął jej rękę. - Miło poznać. - uśmiechnął się i spojrzał na mnie. - Jade, zadzwoń jakoś niedługo, dobrze?
-Pewnie. Do zobaczenia! - krzyknęłam odchodząc z przyjaciółką i pomachałam mu na pożegnanie. Odmachał i skierował się w swoją stronę.
Wyjaśnienie wszystkiego Perrie zajęło mi całą drogę do domu. Słuchała uważnie. Była zdziwiona tak samo jak ja na początku.
- A wyjedziesz z nim? - spytała, a w jej oczach pojawił się smutek. 
- Nie wiem jeszcze, ale nawet jeśli, to nie zostawię cię. Za bardzo cię kocham. - odparłam poważnie i przytuliłam ją.
- Ja ciebie też kocham, Jadey. - mruknęła i odwzajemniła uścisk. Uśmiechnęłam się do niej.
Moja komórka wydała charakterystyczny dźwięk, który oznaczał, że dostałam sms-a.

____________________
Od: Niall
Może miałabyś dzisiaj ochotę odwiedzić mnie i moich przyjaciół? Oczywiście, Perrie też jest mile widziana :)
_________________________

-Pezz, Niall zaprasza nas dzisiaj do siebie. Idziemy? - spojrzałam na nią. Był to dobry pomysł na zapoznanie się z jego przyjaciółmi i przedewszystkim z nim.
-Jeśli chcesz, to pewnie. - kiwnęła głową, uśmiechając się lekko do mnie. Wiedziałam, że chciała, żebym utrzymała z nim dobre kontakty.

____________________
Od: Jade
No pewnie, z chęcią was odwiedzimy :) Podaj adres i godzinę spotkania.
______________________
Od: Niall
Strawberry Street, bądźcie o 5:00 pm. ;)
________________________
Od: Jade
Ok, będziemy. Do zobaczenia.
________________________

-Mamy jeszcze godzinę. - oznajmiłam odkładając telefon na szklany, niski stolik w salonie. Walnęłyśmy się na kanapę. Perrie włączyła telewizor. Przynajmniej to było w zestawie z meblami. Był stary i ledwo chodził, ale nie miałyśmy niczego innego, więc zadowoliłyśmy się tym. Oglądałyśmy jakieś seriale komediowe. Było to tak głupie, że aż śmieszne. Wybuchałyśmy ciągle śmiechem.

***
-To chyba tu. - wskazałam na dom przed nami. Zapukałam lekko w drzwi. Zanim ktokolwiek otworzył usłyszałam wiele odgłosów. W końcu drzwi się otworzyły, a przed nami ukazał się Niall.
-Hej, dziewczyny. Zapraszam. - powiedział z uśmiechem i wpuścił nas do środka. Poszliśmy do salonu, gdzie siedzieli trzej nieznajomi mi chłopacy. Byli na oko w wieku mojego brata. - Chłopaki, poznajcie moją siotrę, Jade i jej przyjaciółkę, Perrie. - przedstawił nas. Na początek podszedł do nas Mulat o czekoladowych oczach. Przytulił nas przyjaźnie. Zdziwiło mnie to trochę, ale odwzajemniłam gest, tak jak i Perrie.
-Jestem Zayn. - uśmiechnął się. Popatrzył na Pezz z widocznym błyskiem w oku. Najwyraźniej mu się spodobała. Od razu zaczęłam sie zastanawiać, czy jest odpowiedni da niej. Edwrads by mnie chyba zabiła, gdyby zajrzała do mojej głowy. 
Następny był wysoki brunet o jasnobrązowych oczach.
-Liam. - odparł również się uśmiechając. Podał każdej po kolei dłoń, po czym wrócił na kanapę. Wyjął telefon i uśmiechnął się do niego. Najwyraźniej dostał od kogoś przyjemną wiadomość. Od razu skojarzyło mi się to z dziewczyną. 
Wszędzie miłość.
Kolejny brunet w lokach. Jego wyraz twarzy wyrażał tylko "Bierz mnie, mała".
-Mam na imię Harry, drogie panie. - powiedział nonszalancko i ucałował każdej zewnętrzną stronę dłoni, uśmiechając się zadziornie. Od razu wiedziałam, że się nie polubimy.
Mimo, że nie przypadł mi do gustu, uśmiechnęłam się do niego, nie chcąc dać wrażenia oschłej czy sztywnej.
Ostatni był brunet, którego niebiesko-szare oczy przyglądały mi się z zaciekawieniem. Uśmiechał się tajemniczo, co jeszcze bardziej zachęciło mnie do poznania go, ale również do trzymania wyjątkowo dużego dystansu - tak jak z Harry'm - między nami. Jednak ciekawość wygrała. Patrzyłam na niego cały czas. Wyglądał na tajemniczego, ale zarazem aroganckiego, co sprawiało go przystojniejszym.
Chwila, chwila. Zapędziłam się chyba.
Jednak nie mogłam się sprzeczać ze sobą. Chłopak wyglądał naprawdę dobrze, a ta cała aura "bad boy'a", bo taki się wydawał, jeszcze bardziej upewniało mnie w tym, że mi się spodobał. Oczywiście, tylko z wyglądu. Było to dziwne, bo nigdy nie patrzyłam na płeć przeciwną w ten sposób.
-Witajcie. Jestem Louis Tomlinson. - powiedział lekko zachrypniętym głosem. Na początku przywitał Pezz, uściskując jej rękę. Uśmiechnęła się do niego przyjaźnie.
Następnie zbliżył się do mnie i wyciągnął ku mnie dłoń. Spojrzałam na nią, a później w jego oczy, które również były ładne, a nawet bardzo ładne. Nigdy takich nie widziałam. Szary połączony z niebieskim. Soczewek raczej nie nosił, bo po co miałby? Zwykły facet nie przejmuje się wyglądem. Był po prostu z natury przystojny praktycznie w każdym calu.
Uścisnęłam jego rękę uśmiechając się niepewnie.
-Jade. - kiedy wypowiedział moje imię przeszły mnie ciarki. Nie mogłabym nawet określić czy przyjemne czy nie. Dziwne. Przy nim czułam się dziwnie, ale nie nieprzyjemnie. Było to coś w rodzaju nowego uczucia, ktore chciałam poznać bardziej. Jednak bałam się. Bałam się go poznać. 
Posłał mi ten swój uśmieszek. 
- Imię równie piękne, jak jego właścicielka. - szepnął tak, że tylko ja usłyszałam.



SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU! 
Oby był lepszy, lmao.
No tak więc zaczęło się dziać, tak przynajmniej mi się wydaje. Jak wam się podoba?
Zależy mi na waszych opiniach bardzo, bardzo, bardzo, ale to już wiecie.
Tak, wiem, pisałam, że nie zmienię szablonu, ale jako że autorka nowego, jak i starego szablonu jest - można tak powiedzieć - moją znajomą, stwierdziła, że nie podoba jej się szablon, który kiedyś zrobiła, więc powstał nowy. Co ja poradzę, haha. Poza tym uważam, że ten szablon też jest śliczny ♥
Mam nadzieję, że będzie was tu jeszcze więcej, chociaż i tak dziękuję za każde wejście, za każdy komentarz, etc. 
Tak więc do następnego.
Kocham was, pysie! xx
wasza @divathirlwall

sobota, 27 grudnia 2014

1. Freedom

-Imię i nazwisko. - usłyszałam od Pani Blue - recepcjonistki Sierocińca. 
Serio? Mieszkam tu prawie od urodzenia, a ona nadal nie pamięta mojego imienia i nazwiska?
W sumie nie miałam jej się, co dziwić. Od zawsze mnie nie lubiła. Nie wiem, czy ona kogokolwiek lubiła, ale mnie na pewno w szczególności. Była typową zgorzkniałą babą, która "wyżywała" się na innych, za to, że ją mąż zostawił czy coś takiego. Kiedyś myślałam, że ma kryzys wieku średniego, ale u niej ten kryzys trwał już zbyt długo. Poza tym była grubo po 50.
-Jade Horan. - odpowiedziałam, wywracając dyskretnie oczami. Coś tam mruczała chwilę pod nosem, aż w końcu powiedziała:
-Ukończone 18 lat. Możesz opuścić Dom Dziecka. - zdanie, które od początku zamieszkania tu brzmiało mi w uszach. Marzyłam, żeby to w końcu usłyszeć. W duchu skakałam z radości. Położyłam na blacie klucz od mojego byłego pokoju, który po chwili został zabrany przez kobietę. - Na zewnątrz czeka już na ciebie taksówka. - powiadomiła, na co ja skinęłam ze zrozumieniem głową.
-Do widzenia. - porzegnałam się grzecznie.
Adios, wstrętny babsztylu.
Złapałam za rączkę walizki i skierowałam się do szklanych drzwi. Kiedy miałam je już otwierać, przypomniałam sobie, że jeszcze Perrie musi się odmeldować. Odwróciłam się i zauważyłam, że moja przyjaciółka podaje swoje imię i nazwisko, a następnie wywraca oczami, dosłownie jak ja. Czasami zastanawiałam się, czy może przypadkiem nie jesteśmy spokrewnione, bo często w tym samym czasie coś mówiłyśmy lub wpadałyśmy na taki sam pomysł. Tak jakby nasze mózgi były połączone w jakiś genetyczny sposób. Jednak to, że jesteśmy rodziną było absurdalne. Jeśli chodzi o wygląd różniłyśmy się od siebie bardzo. 
Ja - brunetka, ciemne, brązowe oczy, ciemna karnacja. 
Perrie - blondwłosa ślicznotka o niebieskich oczach i bladej cerze. Zazdrościłam jej urody. Była bardzo ładna i zawsze wydawało mi się, że wyglądam przy niej jak ostatnie czupiradło.  Jednak ona zawsze uparcie trzymała się zdania: "Każdy jest piękny na swój sposób". Może i miała rację, ale patrząc w lustro, nadal nie mogłam stwierdzić, że choć trochę jestem ładna. No cóż. 
Spoglądając na uśmiechniętą od ucha do ucha dziewczynę modliłam się, żeby recepcjonistka pośpieszyła te swoje cztery litery, szukając dokumentów Pezz, które oczywiście, gdzieś musiała zgubić w tych śmieciach po jakiś fastfoodach. Ciągle je jadła. 
Ble.
W końcu dostała zezwolenie na opuszczenie Domu Dziecka i podeszła do mnie z jeszcze szerszym uśmiechem.
Jak ona to robi, że od ciągłego uśmiechu nie bolą jej policzki?
-Chciałaś już iść beze mnie. Nieładnie. - pogroziła mi palcem z zabawną miną. Parsknęłam śmiechem, na co ona mi zawtórowała.
-Przepraszam, ale jestem taka podekscytowana. - pisnęłam cicho, ale po chwili zorientowałam się, że nie było to normalne z mojej strony. Odchrząknęłam znacząco i spojrzałam na Pezz.
-Gotowa? - spytała, wyciągając do mnie rękę.
-Gotowa. - złapałam jej dłoń. Razem popchnęłyśmy masywne drzwi.
Ulga, wolność, chęć do życia - tylko to czułam w tamtej chwili. Przymknęłam lekko oczy i pozwoliłam, aby moje włosy swobodnie wirowały na wietrze. Wsłuchiwałam się w każdy dźwięk, który wpadł mi w ucho. Śmiechy i rozmowy dzieci, para zakochanych rozmawiających na jakiś - najwyraźniej - dobrze im znany, wspólny temat. Nawet silniki samochodów i wiercenie przy budowie jakiegoś budynku, było dla mnie przyjemnym dźwiękiem. W końcu zobaczyłam jak to jest naprawdę żyć. Miałam całe życie przed sobą i do tego najlepszą przyjaciółkę u boku. Chciałam w końcu żyć normalnie i przede wszystkim szczęśliwie.
Otworzyłam oczy i przeniosłam wzrok na Edwards. Również była szczęśliwa. Pewnie myślała o tym samym, ale byłyśmy takie podekscytowane, radosne i nadal nie dowierzające, że nie mogłyśmy w tamtym momencie wymienić między sobą ani słowa.
Podeszłyśmy do taksówki, w której siedział już kierowca, paląc papierosa. Skrzywiłam się na ten widok. Odkąd pamiętam byłam przeciwna temu świństwu. Niszczy tylko organizm i daje nieprzyjemny zapach dla towarzyszów. No, ale co zrobić?
Facet zabrał nasze walizki i włożył je do bagażnika, a następnie wyrzucając gdzieś peta wsiadł z powrotem do auta.
Otworzyłam tylne drzwi i wsiadłam do pojazdu. Perrie zrobiła to samo i zamknęła drzwi. Już po chwili jechaliśmy przez zatłoczone ulice South Shields. 
Nie musiałyśmy mówić kierowcy, gdzie ma nas zawieźć, ani nawet płacić. Już dawno mieszkanie było dla nas przygotowane, a taksówka opłacona. 
Zawsze, kiedy ktoś wychodzi z Domu Dziecka ma przygotowane na jakiejś ulicy mieszkanie. Na szczęście nie wszyscy na tej samej, bo gdyby tak było, znowu miałabym piekło. A przecież właśnie rozpoczynałam nowe, lepsze życie.
Oczywiście, pieniądze też nam dano. Ten kto opuszczał Sierociniec dostawał 2000 funtów* na zapoczątkowanie samodzielnego życia, co było dużym plusem, ponieważ niełatwo w tych czasach o dobrze płatną pracę.
-Jesteśmy. - powiadomił mężczyzna za kółkiem. Wysiadł z auta, kierując się w stronę bagażnika. Wyjął z niego walizki, a w tym czasie ja i Perrie wygramoliłyśmy się z samochodu.
Otrzepałam ubrania, po czym wygładziłam je delikatnie, jak to miałam w zwyczaju po każdej jeździe czymkolwiek.
-Dziękujęmy. - odezwała się Edwards i odebrała od kierowcy walizkę. Również wzięłam od niego walizkę i uśmiechnęłam się do niego dziękująco. Mężczyzna wszedł z powrotem do auta i przez otwarte okno życzył:
-Powodzenia. - posłał nam przyjazny uśmiech i odjechał.


***
Leżałam znudzona na łóżku. Nie wiedziałam, co mam robić. Nie miałam tu żadnych książek, tak jak w Sierocińcu. Była tam wielka biblioteka. To był chyba jedyny plus tego miejsca. Spędzałam tam naprawdę dużo czasu. 
Nie mogłam się już doczekać aż pójdę do księgarni i kupię kilka dramatów romantycznych. Ja sama nie byłam ani romantyczna ani flirciarska, ale tego typu książki wprost uwielbiałam. Dziwne, ale przecież to ja, Jade Horan.
Nagle usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
-Wchodź. - ponagliłam osobę za drzwiami. Podparłam się na łokciach i patrzyłam, jak Pezz wchodzi do pokoju, a następnie siada obok mnie na łóżku.
-Co porabiasz? Rozpakowałaś się już? - zagaiła, rozglądając się. Oczywiście, był ład i porządek jak zawsze. Zapewne, co innego działo się u blondynki. To jedna z niewielu różnic charakterów pomiędzy nami.
-Tak, już dawno. A teraz... Nudzę się. - odpowiedziałam, po czym westchnęłam. Podniosłam się do pozycji siedzącej. Odgarnęłam długie włosy na prawe ramię.
-To tak jak ja. Jeśli nie masz nic przeciwko, możemy razem się ponudzić. - zaproponowała. Mimo sytuacji życiowej tej dziewczynie nigdy nie brakowało humoru. Zawsze była wesoła i uśmiechnięta. No dobra, to już druga różnica charakteru pomiędzy nami.
Pokiwałam na zgodę głową i znów się położyłam. Poklepałam miejsce obok, na co niebieskooka podsunęła się trochę w gorę i położyła obok.
-Perrie? - spytałam po chwili, uświadamiając sobie bardzo ważną sprawę, a załatwianie jej mogłoby zabić nudę i oszczędzić problemów.
-Co jest? - mruknęła, odbijając niebieską piłeczkę od sufitu. Zawsze to robiła, gdy się nudziła. Do tego zawsze była taka skupiona przy tym. Musiało jej się naprawdę nudzić.
-Będziemy musiały poszukać sobie jakiejś pracy. Najlepiej jak najszybciej. - oznajmiłam obracając głowę w bok i patrząc na nią.
-To zacznijmy od razu. - klasnęła w dłonie i wstała z łóżka.
-Pewnie, tylko nie mamy jak. Nie mamy tu żadnego komputera. - przypomniałam również się podnosząc.
-No tak, ale na pewno mamy w skrzynce jakieś gazety. - stwierdziła, a po chwili zniknęła z mojego pola widzenia.
-Gdzie ona znowu polazła? - wymamrotałam sama do siebie. Wstałam z dotychczasowego miejsca. Chciałam wyjść z pokoju, ale wyprzedziła mnie Edwards, która jak torpeda wpadła do pomieszczenia.
-Rany! Perrie, nigdy więcej mnie tak nie strasz. - warknęłam przez zęby i probowałam opanować szybki oddech, spowodowany nagłym szokiem.
-Przepraszam. - mruknęła obojętnie. - Mam gazety. - odparła zadowolona. Właśnie wtedy zobaczyłam, że w rękach ma stos gazet.
-To do roboty. - powiedziałam i wzięłam od niej kilka papierów.
Przeglądałyśmy, podkreślałyśmy ciekawe oferty, przeglądałyśmy, przeglądałyśmy i przeglądałyśmy. I tak przez jakieś 2 godziny. Nie należało to do moich ulubionych zajęć, ale od czegoś trzeba zacząć.
-Mam! - krzyknęłam uradowana wpatrując się w druk na papierze.
-Co tam masz? - blondynka podeszła do mnie. Pochyliła się i spojrzała na zaznaczoną neonowym flamastrem ofertę pracy, którą do tego pokazywałam cały czas palcem. - Nandos. Dobry pomysł, nadasz się tam. - stwierdziła kiwając głową
-Dzięki. - uśmiechnęłam się i wstałam. - A ty coś masz? - zapytałam, podchodząc do jej wcześniejszego miejsca, czyli mojego łóżka. Spojrzałam w jej gazetę.
-Zaznaczyłam kilka ogłoszeń, ale nie jestem pewna, które jest najlepsza. - podała mi gazetę. Przejrzałam wszystkie zaznaczone oferty. Jedna mnie najbardziej zaciekawiła.
-Starbucks. Szukają młodej kelnerki. To jest coś dla ciebie. - pokazałam na ogłoszenie, zaznaczone żółtym flamastrem. - Do tego pewnie najlepiej jakby była ładna, więc w ogóle idealnie. - uśmiechnęłam się znów do niej.
-Skoro tak uważasz, to czemu nie? - mruknęła. - To może pójdziemy teraz zorientować się, jak to wygląda? - zaproponowała spoglądając na mnie
-Jasne. - pokiwałam twierdząco głową. - To za 20 minut wychodzimy, okay? - upewniłam się.
-Okay. - rzuciła krótko i wyszła z mojego pokoju.
Podeszłam do szafy. Wyjęłam z niej pierwsze lepsze ciuchy, a następnie przebrałam się w nie.
Włosy pozostawiłam - jak zazwyczaj - rozpuszczone. Nie musiałam się malować. Robiłam to tylko na wyjątkowe okazje. 
Spojrzałam w lustro wiszące na szafie. Jasno-jeansowa koszula, czarne rurki i do tego czarne szelki założone na ramiona, świetnie komponowały ze sobą. Zgarnęłam trochę włosów na ramiona poprawiając je. Założyłam na stopy czarne, krótkie glany. Zadowolona poszłam do pokoju Pezz. Była ubrana w kwiecistą koszulę i czarne leginsy. Zastałam ją rozczesującą swoje ciemnoblond włosy. Związała je szybko w niedbałego koczka. Wsunęła na nogi czarne botki i odwróciła się do mnie, mówiąc:
-Możemy iść. - kiwnęła, na co zawtórowałam jej i zabrałam klucze od mieszkania. Razem z przyjaciółką wyszłam z niego.

***
Doszłam do wyznaczonej ulicy. Starbucks, do którego poszła Perrie znajdował się pod innym adresem niż Nandos, do którego zmierzałam ja.
Musiałam kogoś spytać o dalszą drogę. Starałam się wybrać jak najmilszą osobę - padło na starszego pana z laską. 
Oby był entuzjastycznym staruszkiem, mającym gromadkę wnuków, a nie jakimś starym, samotnym, oschłym dziadem. Coś jak Pani Blue.
-Przepraszam - zwróciłam się łagodnie do niego stając przed nim. - Wie pan może, gdzie jest Nandos? - spytałam, uśmiechając się delikatnie
-Na końcu ulicy. - odpowiedział zachrypniętym, zmęczonym głosem. Mimo widocznego i słyszalnego zmęczenia posłał mi szczery, szeroki uśmiech. Odetchnęłam w duchu.
Skinęłam delikatnie głową w geście podziękowania i ruszyłam w wyznaczonym kierunku.
Weszłam do lokalu. Od razu uderzyła we mnie woń pieczonego kurczaka, frytek i innych fastfoodów. Fakt, nie lubiłam tego, ale w sumie miałam być tylko kelnerką, a całkiem dobrze płacili, jak wyczytałam na ogłoszeniu.
Podeszłam do niskiej lady, za którą stała wysoka szatynka. Była ubrana w firmową koszulkę z krótkim rękawem, a na zgrabnych nogach opinały się specjalnie ciemne jeansy, specjalnie lekko poszarpane w niektórych miejsach.
-Dzień dobry. - przywitałam się cicho i nieśmiało.
-O, dzień dobry! - uśmiechnęła się szeroko, a w jej policzkach ukazały się dołeczki. Wydawała się naprawdę miła.
-Ja przyszłam w sprawie ogłoszenia. Podobno szukacie nowego pracownika. Czy ta oferta nadal jest aktualna? - spytałam. Zupełnie nie wiedziałam, jak mam się zapytać o to, ponieważ jeszcze nigdy nie miałam okazji patrzeć na taką sytuację, a tym bardziej być w takiej sytuacji. Dlatego starałam się mówić, tak jak w tych wszystkich amerykańskich filmach. Miałam nadzieję, że nie brzmię aż tak żałośnie, jak mi się wydawało.
-Oczywiście, że jest aktualna. Za chwilę zawołam kierowniczkę. - oznajmiła wciąż się uśmiechając i zniknęła za drzwiami, jak sądzę kuchni.
Nie musiałam długo czekać na jej powrót. Szła razem z kobietą wyglądającej około trzydziestki.
-Witam. - odezwała się formalnym głosem. Trochę mnie to zaniepokoiło, ale nie dałam po sobie tego poznać. Musiałam grać twardą i poważną, co było dla mnie małym wyzwaniem. No przecież miałam dopiero 18 lat!
-Dzień dobry. - powiedziałam swoje splatając dłonie ze sobą. Widząc, że jest ubrana w białą koszulę, czarną marynarkę, a do tego, jak sądzę, w komplecie czarne spodnie, zaczęłam się zastanawiać, czy to taki dobry pomysł, żeby tak się ubrać. No tak, mogłam założyć coś ciutkę elegantszego. Niestety, nie pomyślałam o tym. Może gdybym wychowywała się w jakiejś normalnej rodzinie to inaczej by to to wszystko wyglądało. A raczej na pewno.
Przejechała po mnie swoim palącym wzrokiem, a ja myślałam, że tam spłonę. Dosłownie. Miała takie przerażające, przenikliwe spojrzenie.
Mruknęła coś niezbyt zadowolona.
-Usiądźmy przy stoliku, myślę, że będzie to wygodniejsze. - stwierdziła po chwili, wskazując ręką pusty, dwuosobowy stolik.
Posłusznie usiadłam na jednym z krzeseł. Kobieta usiadła naprzeciwko mnie.
-To może na początek się przedstawimy. Meredith Cook. - kierowniczka wyciągnęła do mnie rękę w geście przywitania.
-Jade Horan. - uścisnęłam jej dłoń. Była dziwnie gładka w porównaniu do jej, jak dotąd mi poznanego, charakteru. Może to głupie porównanie, ale było to wręcz zabawne. 
-Ile masz lat, Jade? - niemal, że od razu zadała pytanie. Nie spuszczała ze mnie wzroku. Czułam się bardziej jak na jakimś przesłuchaniu na komisariacie.
Czy ona w ogóle mruga?
-Osiemnaście, Pani Cook. - odpowiedziałam lekko drżącym głosem. Pani Cook mruknęła tylko "mhm" zapisując coś w notatniku. Zaczęłam się na poważnie zastanawiać, czy aby na pewno jestem na rozmowie o pracę, bo ewidentnie przypominało to przesłuchanie na policji. Jeszcze ta niezręczna cisza.
-Jade? To ty? - ni stąd ni zowąd usłyszałam męski głos za sobą. Obróciłam się i ujrzałam blondyna z szeroko otwartymi niebieskimi oczami.



*2000 funtów to około 1000 zł. (nie jestem co do tego pewna)



No i mamy jedyneczkę. Jak wam się podoba? Z przyjemnością poczytam wasze komentarze, tak jak przy prologu. To naprawdę miłe. 
Wstawiłabym rozdział wcześniej, ale były Święta, więc stwierdziłam, że poczekam. A, właśnie! Spóźnione wesołych Świąt!
Co do rozdziału to szczerze powiem, że nie wiem, jak to jest, kiedy ktoś wychodzi z Domu Dziecka. Wymyśliłam to, więc bez spin jakby coś, hah. Po prostu takie było moje wyobrażenie.
A więc to tyle. Do następnego.
Kocham was, pysie! xx
wasza @divathirlwall

środa, 17 grudnia 2014

Prologue

Wszystko jest takie same. Przez ostatnie 17 lat nie było żadnej zmiany. Pobudka o 6:00 rano, wyszykowanie się, szkoła, powrót, obiad, czas wolny, kolacja, spanie to codzienna rutyna. A najgorsze jest to, że to wszystko dzieje się wokół obcych ludzi. To znaczy, znam ich, ale żadne z nich nie jest moją prawdziwą rodziną... Ponieważ wychowałam się w domu dziecka. Pomyślicie sobie, że pewnie jak miałam roczek, to zabrali mnie od mojej patologicznej rodziny, która tylko piła, ćpała i paliła. Po części tak, lecz nie do końca... Mój ojciec to przestępca, który siedzi teraz w więzieniu, a moja matka starała się mnie chronić, więc wiedząc, że sama nie da rady oddała mnie, a chwilę później zamordował ją ten bydlak, który jest moim rodzicielem. Kiedy miałam 7 lat w szkole dowiedziałam się, że dzieci mają rodziców. Myślałam wtedy, że wszyscy inni, tak jak ja wychowują się w jednym budynku, a słowo "rodzicie" było mi kompletnie obce. Spytałam swoich opiekunek w "domu", dlaczego te dzieci tak mówią, kim są rodzice. Opowiedziały mi wszystko. Na początku sądziłam, że moja mama mnie nie chciała, ale z wiekiem zrozumiałam, że nigdy tak nie było. Zawsze przed snem modlę się do Boga o spokój dla mojej matki i tak pozostało do dziś. Dziwne, prawda? Ale taka już jestem. Zawsze byłam ta inna, odmienna. Gdy ludzie przychodzili tu, aby zaadoptować dziecko patrzyli na mnie z odrazą.
Ta dziewczynka jest córką mordercy. Może być jakaś psychiczna. - zabawne - starali się, abym tego nie usłyszała. Mimo tych słów nie było mi przykro. Wręcz przeciwnie, cieszyłam się, że nikt mnie nie chce. Wiedziałam, że kiedy będę miała 18 lat wypuszczą mnie i będę mogła sama o siebie zadbać.
Jednak, kiedy rówieśnik powie ci to prosto w twarz, to zupełnie co innego.
Uważajcie, bo jeszcze ojciec Jade przyjdzie i nas wszystkich powystrzela! Haha! - to nie było tylko przykre, ale również upokarzające. Nie chciałam tego mówić wychowawczyniom, bo wiedziałam, że powiedzą, żebym się nie martwiła i ignorowała to. Ta, bo im to łatwo mówić.
Nie wiedzą jak ja się czuję, nikt nie wie - zawsze to sobie wmawiałam, dopóki nie poznałam mojego brata.


Z przyjemnością wstawiam prolog! Piszcie w komentarzach swoje opinie. Zapraszam do zapoznania się z bohaterami (strona "Characters"). Przypominam, że publikuję to ff również na wattpad, więc jeśli komuś tam jest wygodniej czytać to zapraszam, link podany oczwiście w "menu". Na dzisiaj to tyle. Do następnego posta. 
Kocham was, pysie! xx 
wasza @divathirlwall
PS. (do starych czytelników) W prologu nie jest dużo zmienione, ale zapewniam, że w rozdziałach owszem.

sobota, 21 grudnia 2013

Say hello (again)

Witaaaaam!
Tu @divathirlwall, autorka bloga i opowiadania, które będzie tu zamieszczane. Pewnie niektórzy kojarzą mnie stąd, bo zamieszczałam tu już ff, ale miałam długą przerwę i postanowiłam nadal je pisać, lecz od nowa. Usunęłam wszystkie posty, blog jest traktowany jak nowy z wyjątkiem szablonu, bo ten mi się podoba i go zostawiam. 
Piszę ten post dlatego, żeby ktoś nie pomyślał, ze ściągam od kogoś pomysł, bo to cały czas ja (niegdyś Pickle). 
Tak więc I'M BACK, lmao. Mam nadzieję, że mała, a może duża, sama nie wiem, poprawa mojego stylu pisania wam się spodoba. Mam już poprawione dwa rozdziały. Starałam się robić więcej opisów, dzięki czemu stały się trochę dłuższe, z czym miałam problem i w sumie nadal mam, ale coraz mniejszy. Jeszcze dużo pracy przede mną, ale myślę, że jestem na dobrej drodze. Zresztą od oceniania jesteście tutaj wy!
Poinformuję wszystkie user'y z "informowani" o tym poście i kto chce być ifnormowany o rozdziałach niech napisze tam swój user jeszcze raz, bo usuwam wszystkie, jak pisałam zaczynam wszystko od nowa.
Fanfiction będzie również pisane na wattpad, jest specjalna strona w "menu" z linkiem do niego.
To chyba tyle. Niedługo możecie spodziewać się prologu.
Do starych czytelników: dziękuję, jeśli nadal chcecie czytać to ff i przepraszam za tą przerwę.
Do nowych czytelników: witam serdecznie na moim blogu! Zapraszam do przeczytania fabuły i obejrzenia zwiastunu (w "menu").
Kocham was, pysie! xx
Wasza @divathirlwall.